Forum psychologiczne.
Administrator
Często pytałam, czy to, że jestem dziewczyną oznacza, że jestem gorsza? Czy przyszłam na ten świat, aby usługiwać innym ? Wówczas - w odpowiedzi - słyszałam, że tak od wieków było, jest i będzie i tak musi być. Argumenty te nadal nie były dla mnie zrozumiałe. Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że nie mma przy sobie żadnych sojuszników. Bałam się odrzucenia, więc po kroku wdrażałam naukę "dobrego wychowania", którą na co dzień mi serwowano.
W tamtym czasie kobiecość widziałam przez pryzmat posłuszeństwa wobec mężczyzny.
Również tematy związane z cielesnością, dorastaniem, seksualnością były w moim rodzinnym domu tematami tabu.
O tym, skąd się biorą dzieci, dowiedziałam się od rówieśników i byłam tym wtedy zarówno bardzo zaskoczona, jak i zbulwersowana. Kiedy dostałam pierwszą miesiączkę, mama nie pozwoliła mi pójść na urodziny do koleżanki, gdyż uznała, że kobiety w okresie menstruacji są niedyspozycyjne i chore. Byłam zdziwiona tym, co usłyszałam. Dzięki rozmowom z koleżankami zrozumiałam, że miesiączka nie jest chorobą, a oznaką, że stałam się kobietą. Dzięki temu uznałam, że to coś normalnego. Było jednak we mnie jakieś wewnętrzne przekonanie, że kobiecość to udręka, jakieś fatum.
"Najważniejsze, aby każda z nas była bezwstydnie świadoma swojego potencjału na tyle, by umieć wypiąć się na sprawców chamstwa czy agresji, a decydując się rozłożyć nogi czyniła to z pełnym poczuciem własnej godności."
Offline